W niezdrowym ciele zdrowy duch


W tym wpisie opowiem Tobie historię, która za każdym razem, kiedy pojawia się w mojej głowie wywołuje efekt zbliżony do ubocznego skutku krojenia cebuli – w oku kręci się łezka. Mam nadzieję, że Tobie również da ona do myślenia.

Choroba

Opowiadając historie należy zacząć od początku, a ta już od samego jest dość smutna. Nie jest to może niespotykane czy strasznie rzadkie. Jednak nikt z nas nie chciałby przez to przechodzić i może być wdzięczny sile wyższej, niezależnie kogo i co uważa się za te siłę wyższą.

Ben Comen, tak się nazywa bohater tej opowieści, urodził się z wrodzoną chorobą – ona powodowała, że jego kręgosłup wyginał się do tył, jego mięśnie się kurczyły. Ben z boku wyglądał na powykrzywianego, najdelikatniej mówiąc. Przyznaje się bez bicia, że mogłem coś pomieszać w opisie choroby, jednak z powodu tej choroby miał problemy z poruszaniem się i utrzymaniem równowagi. Często się przewracał, a jego ciało najprościej mówiąc było słabe.

Bieg

Sama choroba Bena nie jest niezwykłą rzeczą – niezwykłe jest to, że mimo swoich predyspozycji był członkiem drużyny biegackiej. Nigdy nie zajął pierwszego miejsca, ale każdy wyścig wygrywał.

Każdy jego bieg wyglądał bardzo podobnie (jak zwykle gdy zbliżam się do tej części opowieści, nagle w moim pokoju niewidzialny ninja kroi również niewidzialną cebule), bieg się rozpoczynał grupa się oddalała, zostawiając go samego w tyle. Ben upada po raz pierwszy i ląduje na trawie, na jego twarzy pojawia frustracja i gniew, której nie potrafi ukryć. Wstaje z bólem i biegnie dalej. 

Zostaje już sam daleko w tyle – innych uczestników biegu nawet nie widzi. Jedyne co słyszy to swój ciężki oddech, a to co widzi to trasa. Upada po raz drugi, ten odcinek trasy prowadził przez zabłocony las, tym razem ciało Bena pokryło błoto i ślady cieknącej z rany krwi są widoczne na jego kolanach i ręce. Używa wszystkich swoich sił, żeby podnieść się i biec dalej. Wyczerpany i obolały biegnie dalej, ciągle sam. Nie wie czy uda mu się wstać po kolejnym upadku…

Inni uczestnicy

Większość zawodników pokonuje trasę w około 20 minut, Benowi zajmuje to więcej niż 40. Każdy inny uczestnik zawodów, tak jak każdy sportowiec rywalizuje z innymi, żeby wygrać, żeby zdobyć medal, być lepszym od innych. Wszyscy troszczą się o siebie i swój wynik, nie ma tu mowy o pomocy, bo każdy rywalizuje z każdym. 

W przypadku Bena, jest jednak inaczej.

Osoby, które już ukończyły wyścig wracają do Bena, który nadal walczy z trasą i samym sobą. Jest on jedynym biegaczem, który kończąc wyścig ma zgromadzony dookoła siebie tłum innych chętnych do pomocy. Każdy kto z nim biegnie jest gotowy pomóc mu wstać, gdy upadnie. Przed ukończeniem biegu upadł jeszcze nie jeden raz, tym razem wspierany przez innych mógł się podnieść. Gdy dociera na metę jest cały zakrwawiony, brudny, użył wszystkich sił aby dotrzeć do celu. 

Udało się, pokonał siebie.

Lekcja

Oczywiście jak z każdej historii, możemy wyciągnąć coś dla siebie. Wniosek, lekcje. W przeciwnym wypadku jaki jest sens ją opowiadać czy słuchać takiej historii? To nie jest historia pójścia do sklepu czy dnia wczorajszego – to lekcja. Jeżeli zbyt mało Cię do tej pory naprowadziłem na wnioski, możesz pomyśleć że to kolejna historia, pokazująca to że droga na szczyt prowadzi pod górę. O tym, że trzeba dotrzeć do celu – mimo tego, że trasa będzie ciężka, będziesz cierpiał, a gdy w końcu dotrzesz na metę będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.

Z opowieści Bena Comena wynika jeszcze coś zupełnie innego. Jeżeli będziesz walczył ze wszystkimi, to wszyscy będą walczyć ze sobą. Jeżeli będziesz walczył sam ze sobą, to inni Ci pomogą. Właściwie to znajdą się ludzie, którzy Tobie pomogą, bo oczywiste jest, że cały świat nie stanie murem za Tobą. Jednak na pewno znajdziesz takich ludzi, którzy mieli podobny problem i zechcą pomóc Ci go pokonać. Innym spoiwem może być wspólna idea czy wartość którą razem sobie cenicie.

Wyobraź sobie świat, w którym firmy nie konkurują ze sobą nawzajem, wymyślając nowe promocje i dodając nowe funkcje, dodatki czy inne bajery do swoich usług i urządzeń. Walczą same ze sobą, żeby być lepsza firmą, niż ta którą byli pół temu.

Tą pochodnie rozpalił Simon Sinek, w swojej książce „Start with why”. Jest to jedna z książek, idei, którą warto podać dalej – o to prosił autor książki na koniec. Płonąca pochodnia nic nie traci, gdy przy jej pomocy odpali się następną.


Tym wpisem mam nadzieję, że rozpaliłem Twoją pochodnię albo Ciebie chociaż zachęciłem do szukania swojego ognia! Ja podaję dalej. A Ty?

This entry was posted in . Bookmark the permalink.

Leave a Reply