Jak pogodzić lewaka i prawaka

W naszym kraju, podobnie jak w innych ludzie uwielbiają sobie tworzyć podziały, nie wiem skąd ta tendencja. Jednak sam je zauważasz, pierwsze poznałeś już w szkole, kujony i imprezowicze, brudas i ziomeczki. My i oni.

Wybory

Nie da się tego nie zauważyć. My gnoimy ich, oni gnoją nas – przed wyborami całe media tradycyjne i społecznościowe są wypełnione informacjami o ich wtopach, o naszych wtopach. Bardzo chętnie dołączamy się do rzucania gównem (mięsem też) w tych drugich. Wyśmiewamy głupie poglądy, te mądre też bo są inne. Nagle wszyscy znają się na etyce, prawie, ekonomii, socjologii i całej furze innych dziedzin nauk.

Rozmowy przy wódce w gronie znajomych zbaczają z przyziemnych tematów, jakimi są cycki Marioli, nowe auto Sebka – wiadomo – gorszego nie mógł kupić, skąd ten cep wziął na to hajs… musiał kogoś okraść, na tematy „wyższych lotów”. Każdy ma sto przepisów na to, jak wyrównać szanse, naprawić kraj, uprościć prawo podatkowe. Każdy wie co robić by żyło nam się lepiej.

Do osiągnięcia celu prowadzą dwie drogi. Droga lewaka i prawaka, na pewno jeśli nie masz skrajnych poglądów to jednak łagodniej spoglądasz na jednych albo drugich. Oczywiście wszyscy niegrzeczni chłopcy i wszystkie grzeczne dziewczynki wiedzą. Ty też wiesz która opcja polityczna jest lepsza, a już na pewno wiesz która jest gorsza. Jedyne słuszne poglądy, które uzdrowią nasz kraj to…

Nie ważne. Nie o tym będzie ten wpis.

I co z tego?

Przyglądając się tym wojnom można odnieść wrażenie, że to uprawianie sztuki dla sztuki, nie wnoszącej nic do naszego życia. Jedyne co z tego mamy to zszargane nerwy i wystającą żyłkę na czole. Sam tego doświadczyłem, Ty pewnie też. Czytasz te setki komentarzy pod postami na tematy polityczne, bluzgi, wyzwiska, kolejne argumenty – a do czego to prowadzi? Na pewno nie do zmiany czyjegoś poglądu, jeżeli mnie by ktoś nazwał durnym lewakiem/prawakiem to nie zmieniłbym zdania. „Przemoc rodzi przemoc”. Stworzyłbym bardziej obraźliwy komentarz i czekał aż posypią się lajki.  Utwierdził siebie w przekonaniu, że moje jest mojsze, niż Twoje.

Pozornie to tylko głupie spinki w necie, nieszkodliwe. Niech się pokłócą, będzie co czytać. Jak będziesz mieć szczęście to może sobie nawet sprzedadzą po jednym strzale (oczywiście chodzi o cios w twarz). Będzie co wrzucić na Snapa! O negatywnych skutkach hejtowania, wyzywania, trollowania i innych pokrewnych rzemiosłach porozmawiamy innym razem.

Ogarnął mnie przedwyborczy szał. Paru znajomych straciło zaszczytne miejsce na mojej liście znajomych, inni  dostali surowszy wymiar kary – blokadę na Facebooku. Wiem, straszne. Jednak za każdym razem gdy miałem okazje spotkać osoby z czarnej listy narastała we mnie agresja i pogarda. Z racji, że nie są to emocje, którymi chce karmić swoje ciało i umysł postanowiłem najzwyczajniej w świecie objąć temat polityki kwarantanną. Unikam polityki, ale zainteresowałem się za to tematem podziałów społecznych.

Na obóz

Amerykański psycholog pochodzenia tureckiego Muzafer Sherif zajmował się badaniem grup społecznych oraz ich członków w roku 1961 roku przeprowadził eksperyment, który był główną inspiracją tego wpisu.

Grupę 24 chłopców losowo podzielono na dwie mniejsze, wszyscy byli w tym samym wieku, tej samej rasy, nie znali się wcześniej i pochodzili z podobnych rodzin. Na początku eksperymentu jedni nie byli świadomi istnienia drugiej grupy.

Dzieciaki z poszczególnych grup razem mieszkały i razem się bawiły, mieli również nadać swojej grupie nazwę. Współdziałali w trakcie zabaw, razem jedli, mieszkali i spali. Powstało „my”. Nie wiedzieli jednak o istnieniu drugiej grupy, jakże do nich podobnej.

Następnie przedstawili sobie chłopaków, w nieprzyjemnych okolicznościach. Z pozoru niegroźna rywalizacja sportowa w zawodach, doprowadziła do wybuchu konfliktu (a co by się działo, gdyby mieli wybierać rząd czy prezydenta?). Wrogość szybko narastała, chłopcy z jednej grupy czuli się lepsi od tych z drugiej, zaczęły się wyzwiska – chcąc zmniejszyć konflikt badacze najpierw ponownie rozdzielili grupy od siebie. Niech złość im przejdzie, opadną emocję . Jednak co zrobić, żeby wprowadzić pokojową atmosferę między drużynami, gdy znów razem się spotkają? (na wyborach)

Postanowili, że chłopcy będą razem się spotykać nie w trakcie wrogiej atmosfery, a w przyjemnych okolicznościach, w trakcie wspólnych posiłków i zabaw (lewak i prawak na wspólnym piwie). Te zaczęły się szybko przeradzać w potyczki między wrogimi grupami.

Izolacja wrogich grup nic nie daje, mimo tego że lewak i prawak nie widzą się przez większość czasu, bo raczej otaczamy się ludźmi o podobnych poglądach, a gdy wiemy ze znajomy ma inne poglądy polityczne, to po prostu nie poruszamy bolącego tematu.    
          
Czas wyborów to czas rywalizacji, wydaje się zrozumiałe że w ich czasie pojawia się wrogość i wtedy konflikt wydaje się nieunikniony, jednak nie trudno sobie wyobrazić kłótnie o poglądach politycznych w trakcie wypadu ze znajomymi i spotkań z rodziną. Poruszenie tematu polityki budzi podział my kontra oni. Wojna trwa.

Badacze obawiali się, że stworzyli potwora i nie uda im się pogodzić obu tych grup. Sytuacja wydawała się beznadziejna, ale ten wpis miał być o tym jak pogodzić, a nie o tym że nie da się uniknąć konfliktu, jeżeli powstaną dwie oddzielne grupy.

Jestem uczciwy. Nie oszukałem Ciebie w tytule. Jest sposób

Wspólny wróg

Badacze zaczęli stwarzać sytuacje, w których rywalizacja obydwóch grup uderzała by w ich interesy, natomiast współpraca stawała się korzystna. Piękno prostoty. Przykładem takiej sytuacji było „zepsucie się” ciężarówki dowożącej jedzenie, aby ją dopchać do obozu, chłopcy musieli razem działać, żeby mieli co jeść.

Pewnego dnia chłopcy musieli się razem „zrzucić” na wypożyczenie dobrego filmu, gdyż kasa obozowa pojedynczej grupy na to nie pozwalała. Efekty tych sytuacji nie były natychmiastowe, jednak po upływie czasu konflikty ustały. Skończyły się bójki i wyzwiska. Wojna się skończyła.
Czy to znaczy, że trzeba uszkodzić wszystkie ciężarówki dowożące żywność do Biedronki, Tesco i Lidla, aby pogodzić Polaków? Czy trzeba zakazać sprzedaży pojedynczych biletów i wymusić konieczność wynajmowania całej sali przez grupę klientów, żeby Ci musieli razem ufundować sobie seans?

Te sposoby są niedorzeczne. Wiadomo że trzeba dać ludziom jakiegoś wspólnego wroga, którego będziemy musieli pokonać razem. Czego więc trzeba, żeby pogodzić cały naród, zmuszając go do wspólnej walki z wrogiem, którego nie pokonają w pojedynkę. Może teraz przyszło Ci do głowy sto twórczych pomysłów, jak stworzyć wspólnego wroga dla lewaka i prawaka. Na pewno każdy będzie lepszy, niż ten który zaproponuje za chwilę. Historia naszego kraju pokazała jak bardzo jest skuteczny.

Trzeba wojny

Ogień ogniem zwyciężaj. Lecz się tym, czym się zatrułeś. Tego się spodziewałeś?

Jednak nie chodzi tutaj o wojnę Polaków z Polakami,  ta ciągle trwa. Dobrze wiesz, kiedy Polacy byli najbardziej zjednoczeni. W trakcie wali o odzyskanie niepodległości. Nie budzi wątpliwości, że jeżeli Polska zostałaby zaatakowana to każdy uważałby agresora za wspólnego wroga. Wiadomo, że niepodległość i wolność jest wspólnym dobrem. Problem rozwiązany!

Zaraz, zaraz, hola, hola. To dlaczego wszyscy kibicują polskiej reprezentacji, a mimo tego dalej występują konflikty na tle politycznym? Jest wspólny wróg – druga drużyna, wspólne dobro – wygrana, medal i prestiż. Co jest?

Szczerze mówiąc, sam siebie zaskoczyłem tym pytaniem i jedyna sensowna odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, to taka że sport i polityka to zupełnie inne obszary naszego życia. Godzimy się w sprawie sportu, a szukamy zgody w obszarze polityki – co jeszcze może być wspólnym wrogiem w tym obszarze naszego życia? W Belgii wystarczyła ustawa o podniesieniu wieku emerytalnego i wybuchły zamieszki, ludzie się zjednoczyli. W Polsce taka próba pogodzenia zwaśnionego narodu nie pomogła.

                Trzeba wojny.


This entry was posted in . Bookmark the permalink.

Leave a Reply